top of page

Kochani dlaczego się poddajecie?
  

           Zachwyt. Z definicji słownika języka polskiego wynika, że zachwyt to «uczucie uznania dla kogoś lub czegoś». Moje uznanie osiągnęło apogeum po przeczytaniu książki Avy Dellairy ,,Kochani dlaczego się poddaliście?" Ten tytuł od razu mnie zraził. Pomyślałam sobie: O nie, kolejny tandetny romans dla młodzieży. Ale, że dostałam ją w prezencie od przyjaciółki wypadało chociaż spróbować ją przeczytać. Książka pochłonęła mnie już po paru stronach. Powieść składa się listów pisanych przez będącą w pierwszej klasie liceum Laurel, która nie może pogodzić się ze śmiercią siostry May. Listy te są adresowane do samobójców. O tym, że ktoś się zabił słyszy się wszędzie dookoła. Media karmią ludzi samobójstwami, to jest mięso. Ale jest to dla nas zazwyczaj mięso bez witamin. Dopisujemy je tylko, jako kolejny numer na liście, ale nie pochylamy się nad nim. Dzięki książce Dellairy w końcu przekroczyłam tę barierę. Pisząc ten tekst przeszukałam różne źródła, chciałam dowiedzieć się o tych osobach jak najwięcej, ale w którymś momencie zrozumiałam, że już wiem. Każdy wie, kto przeszedł  i chwile słabości i chwile triumfu. Teraz uświadomiłam sobie, że każdy nosi w sobie cząsteczkę samobójcy, ale bohaterami są Ci, którzy nawet w najgorszych chwilach nie pozwolą jej sobą zawładnąć. Tak przynajmniej myślę, tak wyszło mi z tych wszystkich poniższych rozmyślań, do których doprowadziła mnie ta książka.  
    

          Główna bohaterka próbuje odnaleźć samą siebie. Jej spojrzenie na świat jest inne od innych innych spojrzeń. W pierwszym liście, skierowanym do Kurta Cobaina pisze [...]jest mi jakoś tak dobrze, kiedy w miejscu pełnym obcych ludzi Sky oddycha tym samym powietrzem co ja. Tym samym powietrzem, którym Ty oddychałeś. I May. W czasie czytania książki widzimy, jak zmienia się bohaterka, jej rozumienie pewnych spraw, podejście do wielu sytuacji, emocje. Każdy człowiek umiera, nie każdy naprawdę żyje. To są słowa Williama Wallace. Życie jest krótkie. Jak je najlepiej przeżyć? Co mi da prawdziwe szczęście? Jaki jest tego wszystkiego sens? Dalej w pierwszym liście Laurel pisze Czasem jak słucham Twojej muzyki, to wydaje mi się, że miałeś w sobie wszystkiego za dużo. Może nie mogłeś tego z siebie wydobyć. Może dlatego umarłeś. Wybuchłeś od środka. Każdy z nas ma w sobie wewnętrzny świat. Siedzi w swoim umyśle. Trochę jak więzień. Często jesteśmy jak konie ciągnące dorożkę, mamy klapki na oczach, zwężony punkt widzenia. Klapki u koni dorożkowych mają za zadanie ukierunkować konia, nie pozwolić mu się spłoszyć czymś, co niespodziewanie wyskoczy z boku. Ludzie też tak mają, tak jest dużo wygodniej. 
  

          Chester Bennington, który popełnił samobójstwo 20 lipca 2017 roku w wywiadzie dla „Music Choice” powiedział: Przez całe życie wpadam w te schematy zachowania i myślenia. Zwłaszcza, kiedy utknę tutaj [wskazuje na głowę]. To [głowa] nie jest przyjemna okolica i nie powinienem po niej spacerować sam. Większość moich problemów sam sobie stwarzam. Człowiek musi czasem zatrzymać się i zastanowić. Ale nie możemy pozwolić sobie samym wpaść w matnię naszego umysłu. Należy zachować dystans. Jeśli nie potrafimy sami, powinniśmy znaleźć kogoś, kto nam w tym pomoże. Zazwyczaj jest tak, że jeśli wiele razy przerabiamy problem w naszej głowie, rośnie on do ogromnych rozmiarów, zwracamy wtedy uwagę tylko na pewne sytuacje i interpretujemy je pod ten problem. W rezultacie nasz punkt widzenia staje się nawet jeszcze węższy niż u tych koni ciągnących dorożkę. Witkacy napisał: Lepiej jednak skończyć nawet w pięknym szaleństwie niż w szarej, nudnej banalności i marazmie. Może ma rację. Ale chyba najlepiej, gdy skończymy inaczej, niż sami ze sobą. Jest już na świecie tylu, którzy postanowili sami zakończyć swoje życie. Czy jest to ich ostatni manifest? Czy do nas on dociera? Czy widać wpływ ich czynu na społeczeństwo? Czy ten czyn miał to sens? Wokół samobójców robi się wiele szumu. Rozgłaszamy ich śmierć, rzucamy nią na wszystkie strony. Ale nie zajmujemy się w ogóle tym, co te osoby chciały nam przekazać za życia. Może oni uważali, że skoro nikt nie słuchał kiedy żyli, ktoś zrobi to po ich śmierci. Bzdura. Wtedy ludzie po usłyszeniu nazwiska myślą tylko o tym, że ta osoba się zabiła. I tyle. Rzadko kto, będzie próbował odnaleźć w tym sens.   
    

          Już jakiś czas temu powstała pieśń oazowa - List do Boga. Refren zawiera takie słowa: U mnie wszystko jak dawniej, tylko jeden samobójca więcej, tylko jedna znów rodzina rozbita, tylko życie pędzi coraz prędzej. Gdzieś obok rozbił się samolot, trochę dalej trzęsła się ziemia. Takie informacje nie robią już na współczesnym człowieku większego wrażenia. Dlaczego? Dlaczego jesteśmy obojętni na sygnał karetki dochodzący zza okna? A może to dobrze, bo człowiek nie wytrzymałby tych wszystkich nieszczęść, gdyby brał je do siebie? Czy wolno nam się na to uodpornić? Co wtedy się stanie? Gdzie jet złoty środek? Arystotelizm?  
    

          W liście do Janis Joplin Laurel opisuje opisuje rozmowę z Tristanem, który zacytował jej słowa Slasha, gitarzysty z zespołu Guns'n'Roses. Bycie gwiazdą rocka to skrzyżowanie tego, kim jesteś, z tym, kim chcesz być. W liście nastolatka dalej pisze - Tym chcesz być? - spytałam. Wyglądał, jakby nie zrozumiał. - Gwiazdą rocka? - dodałam. Niełatwo jest być gwiazdą rocka. Trzeba określić kim się jest i kim chciałoby się być. A może nie trzeba? Kiedy Laurel pierwszy raz usłyszała, jak Joplin śpiewa, napisała: Twój szept wkradał się we mnie i powoli wybuchał. Czy my zwracamy uwagę na to, co ktoś próbuje nam przekazać? W którymś ze swoich listów Laurel pisze Czasem robimy coś, bo w nas aż się przelewa, ale nie zauważamy, jak to wpływa na innych. Czy nie myślimy tylko o sobie? Czy gdybyśmy stali się bardziej wrażliwi na drugiego człowieka, to nie doszłoby do tylu nieszczęść? A może w drugą stronę. Może to samobójcy są egoistami? Może są tak skupieni, na tym wszystkim co w nich siedzi, że nie wytrzymują. A może gdyby zajęli się drugą osobą, wszystko ułożyłoby się inaczej. Oni znikają, ale ich najbliżsi zostają. I muszą żyć dalej, choć nie wiadomo jak sobie mają poradzić. Albo z powodu bólu sami też mogą ze sobą skończyć. Kto przerwie ten łańcuszek? W jednych z listów do Rivera Phoenixa Laurel napisała: Ty chyba wiesz, jak to jest kogoś zawieść. Zawieść wszystkich. Byłeś jasną gwiazdą. Taką, do której ludzie kierują życzenia. Myślisz, że każdy może być taką gwiazdą? Że każdego ktoś dostrzeże? Pokocha? Że każdy będzie lśnił? Nie, nie każdy. Na pewno nie tak, jak Ty. Nie każdy będzie tak piękny jak Ty. Ale Ty chciałeś tylko spłonąć. 
    

          W jednym z listów, którego adresatem był Jim Morrison nasza bohaterka napisała Ludzie widzą Cię takim, jakiego by chcieli poznać. Nosisz skórzane spodnie, masz piękne ciało, pijesz dużo drogiego wina i masz taki głos, od którego chciałoby się zapalić zapałkę - to klocki, które im wręczyłeś, żeby zbudowali sobie człowieka, jakiego chcieli. Jak my kreujemy siebie? Czy pokazujemy swoje prawdziwe ja? Czy człowiek w ogóle ma możliwość takiego obnażenia się? Ukazania bez żadnych filtrów upiększających tego kim jest? Każdy z nas czasem czuje, że sam sobie nie poradzi. Chester Bennington też przecież przyznał, że w swojej głowie nie powinien spacerować sam. Robin Williams powiesił się na pasku od spodni w 2014 roku w Paradise Cay w Kalifornii. Był to ogromny szok dla społeczeństwa, że człowiek, który rozbawiał miliony postanowił ze sobą skończyć, do tego w raju. W 2009r., po tym jak aktor przeszedł zabieg wymiany zastawki aorty powiedział Cieszę się, że wciąż żyję. Po operacji serca człowieka nachodzą różne myśli. Jestem wdzięczny, że mogę oddychać normalnie. Codziennie dziękuję też za moją rodzinę i przyjaciół, za ich wsparcie w tych najtrudniejszych momentach. Czuję się, jakbym dzięki operacji dostał drugą szansę, więc bezustannie za nią dziękuję i staram się to wykorzystać jak najlepiej. Jak to się stało, że 5 lat później 63- latek już nie żył? Teraz już wiemy, że aktor cierpiał na depresję, borykał się z uzależnieniami od używek. W internecie można też znaleźć artykuły, w których mówi się o pierwszym studium choroby Parkinsona, którą stwierdzono u niego 3 miesiące przed popełnieniem samobójstwa, a także o chorobie zwanej otępieniem z ciałami Lewy'ego, chorobie neurodegeneracyjnej prowadzącej do demencji. Szukając więcej informacji na ten temat natrafiłam na stronę naekranie.pl. Jest tam artykuł, w którym autor mówi Nagle zdaję sobie sprawę, że nie znam nikogo z Hollywood. Patrzę na teledysk Justina Timberlake i zastanawiam się czy on też zmaga się z takimi problemami? Wyglądam przez okno na dom sąsiada i równie boleśnie zdaję sobie sprawę, że ja tego człowieka tak naprawdę nie znam. Co siedzi w jego głowie? Kogo my naprawdę znamy? Artykuł kończy się cytatem Dżinie jesteś wolny! Robin Williams rzeczywiście był trochę jak Dżin, który był na uwięzi tych, których rozweselał. Potrafił rozbawić drugą osobę w najsmutniejszych momentach, ale nie siebie. W naszym otoczeniu na pewno znajduje się osoba, która zawsze ma dla kogoś dobre słowo, miły uśmiech. Czy pomyśleliśmy kiedyś o tym, co się za tym kryje? Czy kiedyś zapytaliśmy, co u niej naprawdę słychać? Musimy zrozumieć, że nie jesteśmy jedynymi ludźmi z problemami. Inni też mają, tylko się z nimi nie obnoszą. Zamiast się tylko koncentrować na sobie, zapytajmy się drugiej osoby, jak się czuje. W jednym z listów Laurel napisała [...] ludzie nie są przezroczyści. Jeśli chcemy, żeby ktoś nas znał, musimy o sobie mówić. Czy samobójcy mieli przezd kim się otworzyć? Czy słuchamy tych, który do nas mówią? Czy osoby, przed którymi samobójcy  pokazywali się w pełnej krasie byli odpowiedni? Czy my jesteśmy właściwymi ludźmi do słuchania? Słuchania, nie oceniania i plotkowania. Czy my mamy do kogo się zwrócić? Czy wolno nam pozwolić sobie na taki komfort? Chyba musimy zaryzykować, jeśli chcemy przeżyć.
    

          My robimy się starsi i historie się zmieniają. Czasem nie mają już sensu. Ja chciałabym napisać nową historię [...] Tak napisała Laurel w liście do Heatha Ledgera. Nie możemy jednak zmienić naszej przeszłości. Nie możemy skleić podartych w drobne strzępki plakatów, ani zwrócić nikomu życia. Ale możemy budować swoją przyszłość. Według swojego planu. Który pewnie zmieni się milion razy zależnie czy niezależnie od nas. W liście do Amelii Earhart, która zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach dziewczyna napisała [...] na tym polega istnienie. Ukryte płyty tektoniczne we wnętrzu naszych ciał przesuwają się i zmieniają nas w ludzi, którymi się w końcu staniemy. Jest to najprawdziwsza prawda, już tak jest i to tyczy się każdego, czy sie nam to podoba, czy nie. 
  

          Vincent van Gogh przyznał, że widok gwiazd zawsze mnie rozmarza w równie prosty sposób, jak czarne punkty wyobrażające na mapie miasta i wsie. Dlaczego, powiadam sobie, świetlne punkty na firmamencie miałyby być dla mnie mniej dostępne niż czarne punkty na mapie Francji? Człowiek jest oksymoronem. Jest jednocześniej najwspanialszą istotą i najbrudniejszą, najsilniejszą oraz najbardziej kruchą. Każdego dopadają rozterki, czy to, jak teraz czyni prowadzi go do chwały, czy raczej do upadku. Innym razem van Gogh przyznaje Moim zdaniem to niczego nie jestem pewien, jednak widok gwiazd sprawia, iż zaczynam marzyć. Nie możemy wyzbyć się marzeń. One wcale nie są przeszkodą, ani dziecinadą. One są naszą nadzieją, dzięki której mamy szansę przetrwać. W liście do Judy Garland Laurel napisała Ludzie odchodzą, ale mogą też wracać. Wydaje się, że to banał, oczywistość. Ale zdałam sobie sprawę, że ta prawda jest bardzo ważna. Popełniamy błędy, naprawiamy je lub nie. Każdy ponosi porażki w szukaniu siebie. Ale też zwycięża. Najważniejsze, to żeby się nie poddawać. 

Marta Leszczyńska

bottom of page